Mediateka

Materiały

Teksty 4 / 20

1944
Jan Karski
Spotkanie z Rooseveltem
Serce biło mi mocno, kiedy wchodziłem do Białego Domu z ambasadorem Polski. Miałem spotkać najpotężniejszego człowieka na świecie.

Prezydent Roosevelt sprawiał wrażenie silnego, wypoczętego i dalekiego od zapracowania. Wydawało się, że ma dużo czasu. Przywitał się z nami i poprosił o zajęcie miejsc w fotelach. Zapalił papierosa w wyjątkowo długiej srebrnej lufce. Już pierwsze pytanie pokazywało, że jest bardzo dobrze poinformowany o sytuacji w Polsce, ale chce wiedzieć więcej.

- Czy sytuacja w Polsce jest rzeczywiście tak zła jak mówią? – zapytał.

Odpowiedziałem, że nie wiem, co się mówi w Waszyngtonie. Podałem jednak przykłady planowej polityki wyniszczania narodu polskiego; głodowe racje żywnościowe, brak lekarstw, demoralizowanie młodzieży, drakońskie kontrybucje nakładane na rolników. […] Prezydent zadawał bardzo konkretne i szczegółowe pytania. O tajne nauczanie i jego metody. O sposób chronienia dzieci i młodzieży przed skutkami wojny. O sytuację chłopów. O straty materialne. Zapytał, czym tłumaczę fakt, że w Polsce nie wyłonił się żaden Quisling ani ośrodek kolaboracji z Niemcami. Prosił o potwierdzenie informacji na temat prześladowania Żydów. Sprostowałem, że nie chodzi o „prześladowania”, a planowej zagłady narodu żydowskiego. Podałem przykłady. Wspomniałem o żydowskich oczekiwaniach wobec aliantów. Pytał szczegółowo o technikę sabotażu i dywersji, o działalność partyzancką. Interesowało go, czy łatwo można kupić od Niemców broń.

Na każde pytanie oczekiwał precyzyjnych i jasnych odpowiedzi […] zrobił na mnie wrażenie człowieka o szerokich horyzontach. Podobnie jak Sikorski, ogarniał myślą nie tylko jeden kraj, ale starał się widzieć go w kontekście społeczności międzynarodowej. Kiedy po godzinie i dwudziestu minutach opuszczałem gabinet prezydenta Stanów Zjednoczonych, czułem się zmęczony. Prezydent nie wyglądał na zmęczonego.